Dokładnie rok temu, podczas zebrania sekcji żeglarskiej WKW PTTK, padła propozycja, aby zorganizować szkolenie dla dzieci. Pomysł się spodobał. Po godzinnej dyskusji na ten temat wszyscy byli zmotywowani i zdeterminowani, żeby w kolejnym sezonie grupa młodych adeptów pływała po Wiśle.
Pierwszy problem, jaki się pojawił na naszej drodze, to brak odpowiedniego sprzętu. Nasz klub jest armatorski. Nie posiadamy dużego zaplecza. Część kolegów od razu zadeklarowała, że na czas kursu wypożyczy własne łódki, ale chcieliśmy, aby mali kursanci mogli pływać na takich samych, najlepiej taki dostosowanych do potrzeb dzieci. Po kilku miesiącach poszukiwań, udało się! Dzięki uprzejmości klubu MOS 2 otrzymaliśmy aż 9 łódek, które ze względu na wiek i stan techniczny zostały wycofane z eksploatacji.
Wszystkie wymagały kapitalnego remontu, ale dla nas była to wielka chwila. Idea utworzenia szkółki żeglarskiej zaczynała nabierać realnych kształtów. Drugie wyzwanie to doprowadzenie ich do porządku. Porównując nas z sąsiednimi klubami, takimi jak WTW, YKP czy MOS, jesteśmy tym biednym. Naszą jedyną szansą na uruchomienie sprzętu był zatem czyn społeczny.
Dla tych, którzy nie pamiętają, czym jest, podaję definicję: Czyn społeczny – w okresie PRL nazywano tak nieodpłatne prace wykonywane na rzecz ogółu, zwykle w dni wolne. Czyny społeczne najczęściej były organizowane przez zakłady pracy, szkoły, organizacje partyjne i młodzieżowe. I tak postanowiliśmy wrócić do jednej z niewielu chlubnych tradycji PRL. Na nasze szczęście nasz klub jest niczym szkutnicza dolina krzemowa, bo większość z nas zbudowała swoje łódki samodzielnie, a niektórzy mają własne mniejsze lub większe warsztaty.
Uznałem że 5 łódek to minimum, tyle musieliśmy mieć, żeby wystartować z projektem. Na przełomie roku pierwsze kadłuby trafiły do remontu. Wymagał on materiałów. Farb, lakierów, szpachlówki – tutaj jak zawsze z pomocą przyszła nam firma Oliva, dzięki której otrzymaliśmy całą gamę produktów potrzebnych do przeprowadzenia prac.
Same remonty. Cóż… Pięć w teorii jednakowych jachtów okazało się bardzo dalekimi krewnymi. Część była drewniana, część z laminatu. Pochodziły z różnych epok. Problemy, które napotkaliśmy, najlepiej oddaje historia płetw mieczowych. Cadet jest monotypem. Uzbrojeni w plany zrobiliśmy więc identyczne pięć, zgodnie z projektem. I żadna płetwa nie pasowała do skrzyni mieczowej wybranej łódki. Musieliśmy przygotować każdy miecz z osobna i każdy z nich był inny. Podobnie było z płetwami sterowymi, pokrowcami czy wantami
Jednak mimo tych nie zawsze miłych niespodzianek, remonty posuwały się do przodu, a łódki z dnia na dzień nabierały kolorów z palety RAL. Ostatniego dnia gorączkowe prace trwały do północy, aby rano wszystkie były otaklowane i gotowe do zejścia na wodę. Podczas przygotowań miałem chwile zwątpienia, ale patrząc ma radość dzieciaków następnego poranka, wiedziałem, że było warto. Oczywiście, nie wszystko się powiodło. 4 łódki czekają jeszcze na remont. Ze względów finansowych nie udało nam się kupić nowych żagli. Motorówka trenerska wymaga malowania.
Ale cytując klasyka
– Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic.
– To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć
…w naszym przypadku Szkółkę Żeglarską dla dzieci.
I to jest nasz wspólny SUKCES, który nie byłby możliwy, gdyby nie pomoc i zaangażowanie wielu osób i firm. To doskonały czas i miejsce, aby im podziękować.
A zatem w kolejności alfabetycznej wyrazy wdzięczności trafiają do: Adama Kożuchowskiego, Andrzeja Kuli, firmy Teknos: farbyjachtoweoliva.pl, Elwiry Wołowicz T&J SAILS, Krzysztofa Krynickiego , Łukasza Augustyńskiego, Michała Pietrzykowskiego, Olka Hanusza i Szkutni Wisła, Szymona Rubana Argon-Technika, Waldemara Arnolda oraz Wiktora Jurewicza.
Tekst i zdjęcia: Adam Hammerlik.