Marcin Palacz, armator jachtu „Lotta” typu Albin Vega.
Krótkie podsumowanie sezonu 2015 na mojej łodzi.
Latem 2015 roku popłynąłem sprawdzić co ostatnio zmieniło się na wschodnim szwedzkim wybrzeżu. Penetrowałem Kalmarsund i dalej na północ ciągnące się archipelagi: Oskarkshamn, Misterhult, Tjust, Gryt, St. Anna, aż po Nyköping. Wpłynąłem do około 40 portów, cumowałem dziobem do skał, rzucałem na noc kotwicę w szkierach. Mil morskich niewiele, jak na 6-tygodniowy rejs: około 1000.
Łódkę wyciągnąłem z wody w październiku. Kadłub jak zwykle czysty (czyli bez porostów). Najbardziej mnie zawsze dziwi, że czysty jest nawet spód kila, malowany dopiero, gdy dźwig podniesie łódkę do góry przy wodowaniu, wkładany na mokro do wody. Przy wyjmowaniu łódki zawsze jest dużo pośpiesznej roboty, nie ma czasu na myślenie o zdjęciach.
Znalazłem trzy zdjęcia jachtu z 2005 roku, pokazujące jak wygląda dno, gdy go się NIE POMALUJE dobrą farbą antyporostową. Wtedy, na wiosnę kupiłem Lottę. Łódką widziałem przez zwodowaniem – dno było pomalowane. Poprzedni właściciel twierdził, że malował farbą antyporostową. W czerwcu 2005 przyprowadziłem łódkę ze Szwecji do Gdańska. Pod koniec lata łódka zaczęła pływać jakby wolniej. W październiku, po wyciągnięciu z wody, dno wyglądało tak, jak pokazują trzy załączone obrazki. To była gruba warstwa muszli. Zdarcie tego badziewia wymagało użycia twardych, ostrych narzędzi i kosztowało wiele godzin ciężkiej pracy.
Niestety, nie mam bardzo dobrego obrazka porównawczego. Najlepszy, jaki udało mi się znaleźć, z jesieni 2013 – poniżej. Po wyciągnięciu jachtu z wody dno zostało tylko umyte myjką ciśnieniową (żeby usunąć szlam). Jest czyste. Ciemny pasek niewielkiego brudu na linii wodnej świadczy, że nie jest to dno świeżo malowane, a po całym sezonie na wodzie.
Marcin Palacz, armator