Minęło kilka tygodni od zakończenia Wielkiej Żeglarskiej Bitwy o Gotland. Farby jachtowe są ważnym elementem utrzymania jachtu w dobrej kondycji, używa ich każdy armator. Jako producent farb Teknos-Oliva od kilku lat jesteśmy partnerem i sponsorem tych regat.
W poniższym tekście nie ma tabelek, wykresów i danych. Być może niektóre z poniżej opisanych tematów są do podważenia przez specjalistów od organizacji regat/ specjalistycznych wydarzeń sportowych, może niektóre założenia są błędne itp., albo prawda leży gdzieś indziej. Opisujemy to co nas ujęło, nasze wrażenia, przemyślenia, emocje.
Autentyczność.
Impreza ta jest tworzona przez żeglarzy dla żeglarzy. Po raz pierwszy odbyła się w 2012 roku i wtedy był to prywatny bałtycki wyścig dwóch żeglarzy– Krystiana Szypki i Jacka Zielińskiego. Jacek to doświadczony morski „ścigant”, organizator innych regat na Bałtyku, uczestnik wszystkich dotychczasowych edycji Bitwy. Krystian to m.in. uczestnik atlantyckich regat samotników Ostar oraz dotychczasowy rekordzista 500-milowej trasy Bitwy o Gotland. W kolejnych latach do wzięcia udziału w wyścigu zaczęli się zgłaszać inni żeglarze i impreza się rozrosła. Obecnie w regatach tych startuje ok. 25 samotników. Przez kilka lat w ścisłej grupie organizującej Bitwę był również Radek Kowalczyk, doświadczony żeglarz regatowy, dwukrotny uczestnik atlantyckich regat Mini Trasat 6.5.
Historia.
Impreza ma już za sobą wiek niemowlęcy. Zdarza się, że marki nie angażują się w wydarzenia, które dopiero pączkują, szczególnie, gdy jest ryzykowne, niesie sporą dawkę niebezpieczeństwa. Możliwość popełnienia błędów, czy zaniedbań, organizacyjnego zaniechania jest duża, a to jest często przyczyną zepsucia opinii i wizerunku wszystkich partnerów i sponsorów.
W bieżącym roku odbyła się 8-ma edycja Bitwy. Główne założenia regat pozostają zawsze takie same. Ma ten sam znany wszystkim program, podobną skalę. Podobna jest liczba uczestników, ta sama trasa i termin. Ta przysłowiowa „nudna powtarzalność” w głowach organizatorów to zdrowa ocena, rozsądny realizm możliwości i utrzymanie skali, która daje „jakąś” gwarancję koordynacji działań w razie „W”. Za każdym razem organizatorzy wyciągają wnioski z poprzednich działań, poprawiają, zmieniają. Unikają niespodzianek, wiedząc jednocześnie, że one i tak przyjdą. O tym, jak będzie wyglądał wyścig ostatecznie decyduje wrześniowy Bałtyk, który za każdym razem daje nową porcję nowych emocji.
Profesjonalizm
Przy organizowaniu jakiegokolwiek wydarzenia najważniejszą i najtrudniejszą sztuką jest zgromadzenie grupy osób, którzy poświęcą swój czas, wiedzę i energię dla pracy przy takiej imprezie. I co najważniejsze, będą w to osobiście i emocjonalnie zaangażowani. Krystian Szypka jest dyrektorem regat, natomiast obok niego na placu boju zawsze jest grupa ludzi, dla których Bitwa to praca, przygoda i miłość do żeglarstwa.
Na każdej Bitwie, w wiosce żeglarskiej w Marinie Przełom (dawniej Marina Delphia) jest grupa osób tworzących zespół. Dbają o sprawy formalne uczestników, obsługę mediów, aktualizacji strony www, robienie zdjęć na FB, catering i przygotowanie wieczornej imprezy, koszulki, czy przygotowanie pakietów startowych dla żeglarzy. Drobne z pozoru rzeczy, w swojej ilości czynią nawet niewielką imprezę (jeśli chodzi o liczbę uczestników – ok. 20-30) sporym wysiłkiem dla całego zespołu.
Wiedząc co może spotkać żeglarzy na morzy, organizatorzy kładą olbrzymi nacisk na przygotowanie pod względem bezpieczeństwa. Stawiane są wysokie wymagania co do posiadanego sprzętu ratunkowego, ustanawiane i wymagane procedury dotyczące komunikacji w trakcie wyścigu. Te wszystkie przedstartowe „trudności” są przez uczestników doceniane i traktowane z pełnym zrozumieniem i świadomością odpowiedzialności jaką biorą na siebie organizatorzy.
Wyjątkowość.
Jest to jedyny w Polsce tak trudny wyścig żeglarski. Z kilku powodów.
Biorą w nim udział żeglarze samotnicy. Mają do pokonania (bez przystanków) trasę o długości 500 mil morskich. Mimo zapewnienia jachtów osłonowych tzw. aniołów, są zdani na siebie. Impreza odbywa się we wrześniu, kiedy warunki pogodowe zwykle bywają trudne, lub bardzo trudne. Szczególnie doświadczyli tego uczestnicy kilku ostatnich edycji, kiedy Bałtyk pozwalał ukończyć regaty tylko kilku żeglarzom. Jesienny Bałtyk nie jest dla każdego, i wszyscy to czują .
W sensie formalnym całość sprawia wrażenie towarzyskiego wydarzenia. Nie są to oficjalne żeglarskie mistrzostwa. Nie ma podium i rozdania medali. Puchar jest nagrodą przechodnią, a zwycięzcą jest każdy, kto ukończy regaty. Żeby wziąć w nich udział nie wystarczy mieć jacht i być „dobrym”. Trzeba mieć bardzo dobrze przygotowany jacht, i być bardzo dobrze przygotowanym na samotną żeglugę po trudnym morskim akwenie. Wydaje się, że znacznie ważniejsze niż wyścig z innymi jest rywalizacja żeglarza z samym sobą i z otaczającymi go warunkami .
Weterani Bitwy mają za sobą kilka startów, najbardziej doświadczona w Bitwie kobieta Aleksandra Emche startowała w tym roku po raz piaty i przepłynęła całą trasę. Są tacy, którzy wcześniej startowali, ale nie ukończyli żadnej edycji. Nie czują się przegrani. Mimo wielkiego wysiłku włożonego w przygotowanie siebie i jachtu, poniesionych kosztów, i trudu bałtyckiej 3-4 dniowej żeglugi schodząc z jachtu myślą o kolejnych regatach. Każdy start to wielkie żeglarskie doświadczenie, które zaprocentuje być może już za rok. Bo Bitwa przyciąga i nie puszcza.
Dla większości obserwatorów bohaterem jest każdy startujący w nich żeglarz. Nikt nie ironizuje i nie czuje przesadnego patosu w tym, że wyścig nazywany jest Wielką Żeglarską Bitwą o Gotland, a zawodników nazywa się Wojownikami. Oni są Wojownikami i biorą udział w Bitwie.
Atmosfera
W powietrzu nad wioską żeglarską w Marinie Przełom w przedstartowy wieczór czuje się jakiś specjalny klimat. Żeglarze, którzy następnego dnia staną na linii startu na Zatoce Gdańskiej spędzają czas wspólnie. W programie jest odprawa meteo, omówienie trasy, którą wszyscy znają na pamięć, oglądanie filmu. Jest czas na pogaduchy i ostatnie piwo przed pójściem spać. Okazja do dodania sobie otuchy i poklepania po plecach. Rywalizacja, ale też i współpraca, zacznie się po wyjściu z portu..
Zaangażowanie.
Mając kilka lat chce się być Supermanem, Batmanem, księżniczką Elsą, Jayem, Colem. Z bohaterami naszych marzeń chcemy się identyfikować, znamy ich, cieszymy z ich sukcesu, wspólnie cierpimy w razie porażki. Z wiekiem postacie się zmieniają, ale mechanizmy działań pozostają te same, ponieważ są uniwersalne.
W dzisiejszych czasach prawie każde wydarzenie sportowe daje możliwość obserwowania zmagań sportowców bez wychodzenia z domu. Czujemy się współuczestnikami, mimo że śledzimy je na ekranie telefonu czy komputera. Nie chodzi tu o media (żeglarskie – zawsze napiszą, udostępnią, zalakują, czy ogólnopolskie – zainteresują się jak będzie krew ). Chodzi o szeroką rzeszę osób, które z własnej chęci logują się w środku nocy na trackingu, żeby np. sprawdzić pogodę na trasie regat. Ta wartość jest często niedoceniana przez sponsorów czy partnerów różnych wydarzeń, natomiast jest bardzo ważna. A może i najważniejsza.
Bitwa 2019 dzięki trackingowi online dawała emocje kilkunastu tysiącom osób. Było wiadomo o trudnych warunkach pogodowych na Bałtyku, dlatego wiele osób logowało się nawet w nocy. Wiedza o prędkości jachtu, i kierunku płynięcia powodowała spokój lub nerwy, obgryzanie paznokci i szukanie wyjaśnienia w social mediach („a nuż ktoś napisał coś”).
Bardzo emocjonalnie były komentowane informacje o rezygnacji, powrotach czy wypadkach. Śledzący Bitwę często czują się związani z żeglarzami, często ich znają, lubią, kojarzą nazwiska , nazwy jachtów. Często zastanawiają się „co ja bym zrobił w takiej sytuacji” , albo „a może ja też kiedyś…”. Emocje wszystkich, podobnie jak uczestników i organizatorów tak naprawdę opadają dopiero z chwilą powrotu ostatniego Wojownika do portu w Górkach Zachodnich.
Zaangażowane i przywiązanie do Bitwy, jakie się wyczuwa, jakie widać i jakie być może pokazują statystyki odsłon strony itp. są jej największą wartością. To niewymierny, ale ważny wskaźnik. Emocje angażują, przywiązują. Do bohatera, do produktu, do marki.
Do zobaczenia za rok w Górkach Zachodnich.
tekst i zdjęcia: Andrzej Minkiewicz